piątek, 1 października 2010

Webowa złośliwość...

No i kurcze znowu siedziałam po nocach.... Wrrrr... A miałam spać dziś smacznie i zdrowo. Czasami jest jednak tak, że jak coś sobie człowiek umyśli to jakieś fatum czy zrządzenie chce inaczej. Ponieważ ostatnio jedna z moich stron www, którymi się opiekuję wymagała zaglądnięcia w jej bebechy (czytaj kody, krzaczki i tym podobne), chcąc nie chcąc, zmusiłam się aby zabrać się w końcu za to porządnie. Jest chyba nawet takie przysłowie o nie tykaniu czegoś bo to coś po tym tyknięciu zaczyna niefajnie "waniać". Podobnie było z ową stroną www. Skończyło się na tym, że zdesperowana i maksymalnie wkurzona, zrobiłam kopie najważniejszych plików i treści, po czym wszystko doszczętnie wykurzyłam z serwera. Postawiłam to to od nowa, a teraz grzebię bo mi parę rzeczy nie pasuje. Kto się bawi w budowanie stron ten wie, i ten mnie zrozumie. Pewnie jeszcze więcej miał chwil załamań nad takim prostym www niż ja. Pewnie kilka dni mi zejdzie...

Konie wczoraj smętnie wyglądały z boksów, równie mało zachwycone pogodą co i ja. Pobiegały trochę na wybiegu, trochę popracowały i na tym koniec. Obiecałam sobie, że dnia następnego podziałamy coś więcej. Patrząc teraz czyli o 7.30 przez okno, obudziłam w sobie nadzieję, że pewnie dotrzymam postanowień. Normalnie tak patrzę dalej i widzę słońce! Ciepłe promienie, złotawo odbijające się w jesiennej poświacie poranka i rudych liści. No to się nazywa powitanie poranne :-)


Lecę więc teraz na spotkanie nowemu dniu. Życzcie mi powodzenia ;-)...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz