wtorek, 17 sierpnia 2010

Kolejny roczek...


Gdybym napisała, że dzień upłynął jak każdy inny to prawdę mówiąc nie do końca byłoby to szczere.  Przedwczoraj zakupiłam zwierzakom nowe piszczałki. Po skrupulatnym owinięciu ich sznurkami, zostały wzniośle powieszone koniom w boksach. Na efekt długo nie czekałam. Piszczą aż miło :-) Araby nie lubią się nudzić, a ja mam koncert na trzy gumowe piłki z piszczałkami. Przynajmniej będą się bawić zamiast obgryzać dechy boksów. W nocy zasypiałam z uśmiechem na ustach, gdy dobiegały mnie przez okno nowe dźwięki ze stajni.
Ranek powitał mnie słońcem i lekkim chłodem. Do południa posnułam się tam i z powrotem dłubiąc coś przy koniach. K wyjechał na te swoje konsultacje z koniem. Zapadła cisza ;-) Trochę mi tego brakowało. Wsiadłam w błogim spokoju na białego. Spisywał się dzisiejszego dnia rewelacyjnie. Pierwszy raz w życiu chyba robił takie rzeczy jak ustępowania czy zwroty na zadzie i przodzie, a starał się chłopak aż miło.

Po drugiej popołudniu wrócił z miasta "Luby", więc co prędzej mu oznajmiłam, a raczej przypomniałam o moich urodzinach i zagoniłam do wspólnej pracy z arabami. On zabrał się za gniadego na lonży, ja za siwego pod siodłem. Dzień wcześniej jeździłam z garocha. Dzisiaj miałam zamiar popracować "gimnastycznie" co udało nam się wyjątkowo dobrze. Najpierw z ziemi, trochę rozprężenia, galop na lonży, kilka kroków pasażów, które szlifujemy i lewada, którą się uczymy ;-) Jak się siwy bardziej pozbiera to włoży w końcu zadek mocniej pod siebie. Są momenty, że już łapie różnicę pomiędzy lewadą, a wspięciem. Sygnały dostaje zupełnie różne do tych dwóch figur. Niestety początkowo konie zawsze sobie to mylą. Z siodła jest znacznie łatwiej niż na długich wodzach czy całkiem "free". Wsiadłam na chwilę i to było to... Miękki, elastyczny koń z impulsem. I niech mi ktoś powie, że praca gimnastyczna z ziemi nic nie daje ;-) Odchodził od zewnętrznych pomocy jak masełko. Zazwyczaj miał trudności z "bocznymi" w kłusach. Dzisiaj bez większych oporów. Pokusiłam się na galop i coś czego jeszcze nie robił. Ciągi w galopie. No po prostu rewelka! Nie dość, że robił to jeszcze po dojechaniu do ściany na sygnał, bardzo płynnie zmieniał nogi w galopie. Chyba konie chciały mi urodzinowy prezent zrobić. Na zakończenie zrobiliśmy jeszcze ćwiczenia do nauki "Trocado" i miałam pełnię szczęścia. Szkoda, że na razie tylko jeden z koni ma na tyle wypracowane podstawy żeby zaczynać naukę DV. W sumie do DV będę miała dwa, no może trzy konie, reining jeden i dwa do cuttingu. I to każdy jest niezły i zdolniacha. Uwielbiam te zwierzaki.
Czyli dzisiejszy dzień podsumowując. Rewelacja!

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Kto zgasił światło?!

A niech to! Dopiero dzisiejszego popołudnia powróciliśmy do cywilizacji XXI wieku. Wczorajszego wieczora rozszalała się burza... hmm... burza... Żeby tylko. Najpierw tradycyjne grzmoty, wiatr wiejący z prędkością nad świetlną, deszcz, a w końcu grad. I to wielkości orzechów laskowych. Zastanawiałam się jak ucierpi na tym szyba i lakier naszego samochodu. Skończyło się prawie dobrze. Prawie bo wraz z pierwszymi kulkami gradu zabrakło prądu. W godzinę później obserwowałam marne krople wody cieknące z kranu. No lepiej być już nie mogło wrrr.. No to nici nawet z zimnej kąpieli. nakapałam jeszcze z P ostatnie krople wody koniom do wiader i zrobiłyśmy zapas na rano w misach. O dwudziestej drugiej nudziliśmy się strasznie. Prawie wszyscy poszli spać. Oczywiście z tych nudów. A ja i moja "połowa" zarzynaliśmy klawisze telefonów grając w jeszcze nudniejsze gry. Pomiędzy drzemaniem, a bezmyślnym gapieniem się w sufit nastał w końcu ranek i można było zająć się czymś przyjemnym. To znaczy piciem porannej kawy i rozbudzaniem szarych komórek. Prąd pojawił się popołudniu. Nie trzeba wspominać jaka kolejka zrobiła się do łazienki. Poidła w stajniach też zaczęły miło szumieć i można było zabrać nieszczęsne wiaderka.
W tej chwili za oknem znowu zrywa się wietrzysko. Ciekawa jestem jak długo zostanę online ;-)
Ogier czystej krwi arabskiej