piątek, 29 października 2010

Derka...

Obiecałam to macie... Poniżej zdjęcie derki polarowej, którą uszyłam. Dwa zapięcia na klatce piersiowej plus karabinek, dwa boczne biegnące pod brzuchem, dwa na tylne nogi, które sprawiają, że derka nie spada i nie przesuwa się. To wszystko wzmacniane podwójnym polarem w miejscach gdzie doszywane są taśmy oraz podwójnym, przepikowanym polarem dookoła szyi konia. Wyszła trzy kolorowa bo miałam skrawki polaru i trzeba było coś ciekawego z tego złożyć. Derka wyszła w rozmiarze 135 co sprawia, że jest troszkę za duża na arabka. Niestety wzięłam do rozmiarówki inną derkę nie patrząc na jej długość. Ale nie leży tak tragicznie. Zwłaszcza, że ma masę regulacji. Wybaczcie te plamki na zadzie ale Gniady zdążył się już w niej wytarzać. Jakoś nie zwrócił uwagi na to,że nowa i taka czysta... Ech...



czwartek, 28 października 2010

Liberty...

Wczorajszego wieczoru, wyciągnęłam Siwego na lonżownik. Zdjęłam kantar i uzbrojona w dobre chęci i trochę zapału, postanowiłam przećwiczyć z nim coś na kształt "Freestyle Liberty". Ponieważ Siwe jest dynamiczne i wesołe podczas pracy, a dodatkowo okute, zawsze zakładam mu ochraniacze i kaloszki na trening. To co ogierzysko wyprawiało przez pierwsze dziesięć minut, jest nie do powtórzenia przez jakiegokolwiek innego konia z naszej stajni. Jako ekwilibrysta mógłby całkiem nieźle zarabiać ;-)

Gdy Siwy się już wyszalał, rozpoczęłam od stępa hiszpańskiego. Był już rozgrzany i od razu skupił na mnie uwagę. Byłam mile zaskoczona, że element ten wykonywał dużo poprawniej niż na uwiązie czy lonżach.  W końcu zaczął kroczyć jak należy pamiętając o zadzie. Większość koni na początku szkolenia, macha tylko przednimi nogami. Efektem jest wymach nóg przednich i pozostawienie nóg zadnich, które nie nadążają za przodem. Początkujący często robią błąd  nie zwracając uwagi na akcję zadu i nóg tylnych szkolonego konia. Efektem jest utrwalenie niepoprawnego ruchu. Wygląda to wtedy tak jakby przód konia szedł swoim rytmem, a jego tył "dobiegał" do niego gdy grzbiet rozciągnie się już tak bardzo, że nogi same muszą się przestawić. Stęp hiszpański musi być płynny i rytmiczny. Cała sylwetka konia musi być harmonijna i zwarta. Wymachy nóg przednich i zagarnianie przez nich przestrzeni powinno harmonizować z aktywną pracą zadu i odpowiednim impulsem.

Następnie przeszliśmy do aktywnego kłusa po dużym kole z naprzemiennym zacieśnianiem tego koła i zwolnieniem tempa z jednoczesnym przeniesieniem mocniejszego impulsu na zad. Ponieważ ćwiczyliśmy to do tej pory na linie, Siwy w mig pojął o co chodzi. Teraz wystarczyło w odpowiednim momencie, gdy koń z dużego koła przechodził na mniejsze, poprosić go o pasaż. Wykonywał go chętnie i zaangażowaniem. Pomimo, że do ideału jeszcze daleko, to widać coraz większą poprawę. Siwy chyba odkrył, że łatwiejsze i mniej męczące jest, gdy pasaż wykonuje przy mocniej obniżonym zadzie. Efektem tego było uwolnienie łopatek i odciążenie przodu, co przyniosło niezły efekt w postaci większego rozluźnienia w potylicy. Było sporo momentów gdy sylwetka konia podczas wykonywania tego ćwiczenia, przypominała tą "podręcznikową".

Kolejne ćwiczenia wynikały już tylko z dobrego humoru Siwego. Ponieważ koń zrobił już według mnie dużo, postanowiłam zobaczyć ile mi sam zaproponuje. Energii miał sporo. Wspięcia bawią go najbardziej, więc wykonał ich kilka bardzo popisowo. Na wyciągnięty bat zrobił troszkę niechlujną ale za to z błyskiem w oku "klapę" następnie się ukłonił i zaczął latać dookoła mnie pobrykując i podbiegając co chwila do mnie.

Większość ćwiczeń podczas takiej sesji pracy z ziemi staram się aby koń wykonywał "lajtowo" jak to mówią. bez siły, nadmiernej presji i przymusu. Pozwala to nam na całkiem dobry wzajemny kontakt. Trening taki wygląda więc tak, że najpierw koń ma rozgrzewkę, potem wykonujemy kilka lub jeden element ćwiczeń, nad którym pracujemy ciężej, by następnie zakończyć trening czymś co koń już dobrze zna i lubi to wykonywać. Ten system pracy z tym koniem sprawdza się znakomicie. Dowodem na to mogą być słowa naszych niedawnych gości, którzy obserwując nasz mały pokaz dla nich, stwierdzili, że koń wszystko robi tak lekko i chętnie jakby sprawiało mu to niesamiwitą frajdę i zabawę. Normalnie "miód w moje uszy..."

Po Siwym zabrałam się za Gniadego. Mamy małe braki w porozumieniu z ziemi. Konio ma 15 lat i dopiero od niedawna zaczął zwracać baczniejszą na mnie uwagę i szukać kontaktu. Tak jak kiedyś wspominałam, jeszcze za krótko u nas jest. Ponieważ to pan w wieku dojrzałym, potrzebuje więcej czasu na oswojenie się z różnymi sytuacjami i z nami. Pracę rozpoczęłam od puszczenia go luzem na lonżownik i chwilę obserwacji. Gdy stwierdziłam, że nie zwraca na mnie uwagi, poprosiłam go o ruch na przód. To taki "leniwszy" typ araba, więc była to dla niego okropna kara i niewygoda :-) Wystarczyło kilka powtórzeń, a Gniady dreptał tam gdzie chciałam, ustępował, cofał się, i chodził za mną.  Postanowiłam poodczulać go jeszcze na bat. Najprawdopodobniej pamięta jeszcze czasy torów wyścigowych, gdzie bat miał być jedynie sygnałem do wysyłania koni do przodu podczas gonitwy. Teraz jest już coraz lepiej. Gniady nie wzdryga się już tak bardzo pod wpływem dotyku bata i nie próbuje za każdym razem ruszyć do przodu. Następnym etapem będzie nauka sygnałów i odpowiednich reakcji na nie. Do tego celu muszę popracować z nim nad skupieniem i obserwacją. To mądry koń, więc parę takich sesyjek i będziemy w domu. :-)

Kobyła jeszcze się nie oźrebiła więc mam kolejną noc czuwania. Szykuje się więc, że w najbliższych dniach zasypię Was zdjęciami pod tytułem "O poranku 1, 2,3,4..." i tak dalej... Na szczęście owocem nocnego czuwania jest nowiutka derka polarowa, którą uszyłam z jakiś resztek polarowych, które nam zostały. Jutro wstawię zdjęcie, jak je zrobię oczywiście, a Gniady, w teście na wytrzymałość jej nie poszarpie. Oczywiście jemu pierwszemu przypadł w udziale mój produkt. W nocy złapały przymrozki, a jemu chyba jest zimno bo jeszcze całkiem sierści na zimową nie wymienił, za to stroszy ją straszliwie. Stajnia jest "angielska" więc i chłodek zagląda koniom do boksów. Niestety Gniadosz zdążył się już w wyżej wspomnianej derce wytarzać, więc wybaczycie mi plamy ewentualne....

Tymczasem fotki z kolejnego poranka :-)




niedziela, 24 października 2010

Skoro świt...

Mogłaby się już oźrebić kurcze. Czatowałam całą noc do bladego świtu. Skutek był taki, że cały dzień chodziłam jak śnięta ryba, a oczy miałam "na zapałki". Ponieważ czeka mnie dzisiaj czuwanie, idę uciąć sobie godzinną drzemkę. Postanowiłam co jakiś czas zaglądać do klaczy przez najbliższe noce. Ja lecę tak jak obiecałam, a Was zostawiam ze zdjęciami, które z nudów zrobiłam dzisiejszego, bladego poranka przy okazji czatowania przy koniu.