niedziela, 26 września 2010

Pożegnania...

Rano zadzwonił M,że jest już blisko i prosił o wskazanie dokładnej drogi dojazdu do nas. Dla niewtajemniczonych... Dzisiejszy dzień, to dzień wyjazdu Rudej do nowego domu. Po kilku jeszcze telefonach nawigacyjnych wykonanych do nas, M zjawił się u naszych bram zestawem szybkobieżnym pod tytułem bus i przyczepa dla koni. Krótkie przywitanie, kilka ploteczek i gorąca herbatka czyli  stały rytuał naszych gości. Następnie wyciągnęłam Rudą z boksu, wyczyściłam, zarzuciłam siodło i udaliśmy się na prezentację kobyły. Zaprezentowałam parę prostych elementów westernowych,a następnie M wsiadł na Rudą i wyglądało na to, że  jest mu z tym faktem całkiem dobrze. Z kobyłą szybko się dogada i powinni stanowić w przyszłości całkiem zgraną parę. M zawsze, a przynajmniej od czasu jak zaczął bawić się w west, marzył o aqh. No coś mi się wydaje, że pomogliśmy to marzenie spełnić. I choć smutno było gdy wprowadzałam konia do przyczepy, nawet mojej Połówce oczy się zaszkliły, a mnie ogarnęło ściskające za gardło wzruszenie, to wiem, że M dobrze się nią zaopiekuje i będę miała okazję oglądać ich nie raz na arenach sportowych. No cóż... Po prostu nie nadaję się na handlarza koni. Wzruszałam się nawet końmi D kiedy je sprzedawał, a co dopiero gdy sprzedawałam któregoś z moich podopiecznych. Za dwa tygodnie pewnie ich odwiedzę więc.... 

Wszystkiego dobrego w nowym domu Ruda, a M życzę wiele pociechy z konia i sukcesów...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz