sobota, 16 października 2010

Mądrzejsze od nas...

Sobota upłynęła nam dość sympatycznie. Rano Połówka obwieściła, ze przyjechał D. Było to dość zaskakujące, bo pomimo, że zapowiadał swoją sobotnią wizytę, to jakoś nie dowierzałam tej obietnicy. A to za sprawą jego poprzednich "będę jutro, jestem w piątek, będę wieczorem...". Oczywiście żadnej z tych obietnic nie dotrzymywał przez ostatnie cztery tygodnie ;-) No cóż... Bywa i tak...

To, że przyjechał D to jeszcze nic zaskakującego. Natomiast oczy, a raczej uszy przetarłam w zdziwieniu, słysząc, że ma się zaraz zjawić dwunastu gości. "Rany..." Pomyślałam, "jaka wielka liczba". Zdziwienie było moje ogromne gdy dojechał jeszcze J z resztą swojej rodziny, a po podwórku plątała się moja koleżanka, która zajrzała do nas raczej przypadkowo. Obok niej, ramię w ramię dreptała z kolei jej koleżanka i to aż z nad bajkalskich krain. Tłok się zrobił u nas, że ho ho...

Wypuściłam więc konie na wybiegi i poszłam na kawę, licząc po cichu, że jak skończę ją dopijać to przyjazd gości okaże się tylko krótką wizytą i jak wyjdę to ich nie będzie. Nie to, żebym nie lubiła ludzi czy coś. Raczej chodziło mi o to, ze miałam plan wyjazdu w dzisiejszym dniu, a nie wypadało mi tak samych sobie wszystkich zostawić, choć przy ognisku, które już ktoś rozpalił i tak mało siedziałam. Koło południa zabrałam się za ściąganie koni z padoków. Niestety i tak musiałam wyjechać do "Wielkiego miasta", a nie chciałam zostawiać koni pod opieką rozweselonej już mocno ekipy. Miałam jeszcze ruszyć Siwego, więc wyciągnęłam rozziewanego biedaka z boksu, uwiązałam przy uwiązie i poszłam po sprzęt. Ostatnio testuję nowy czaprak z systemem korekcyjnym i naturalnym "misiem". Spisuje się rewelacyjnie, a że jakby to powiedzieć, jestem trochę "sroka" i "gadżeciara" (tak odrobinkę), to jest on w wściekle turkusowym kolorze. Całości dopełniają owijki w tej samej tonacji :-)  W tym momencie pojawił się kolejny znajomy z żoną i dzieciakami. Dzieci pisnęły coś w stylu "jaki śliczny, jaki piękny!". Ich ojciec nie pozostał dłużny nawiązując komplementem pod adresem ładnych kopyt. Stałam lekko zszokowana, ale dzielnie podjęłam temat. Coś mnie tknęło, i pomimo, że Siwy nie miał do czynienia z małymi dzieciakami, pozwoliłam im najpierw wygłaskać konia porządnie, a potem wyczyścić. Oczywiście pod moim bliskim i pilnym nadzorem. Ogier stał zdziwiony bardziej niż ja, co rusz odwracając głowę i przeginając ją komicznie w stronę dzieciaków. Przyglądał się tak jakby nigdy nie widział tak małych istotek pląsających obok niego. Był przy tym anielsko spokojny, nie ruszył nawet czubkiem kopyta, choć obszukał przy okazji wszystkie kieszenie naszych gości (ma jeszcze kilka nawyków z dawnych lat). Ojciec maluchów zagadywał co jakiś czas i w końcu sprawił, że zgodziłam się przewieść dzieciaki na koniu. Pewnie sprawił to stoicki spokój Siwego oraz zachwyty dzieci i radość, że wolno im czyścić konia. Słowa słyszane z ust może dwunastoletniego chłopaka "czyścić konia to sama radość", rozbroiły mnie kompletnie. Mniejsza od niego dziewczynka szczebiotała tak radośnie, że nie mogłam się oprzeć. Dawno nie spotkałam tak normalnej i zdrowej psychicznie latorośli. Okazało się dodatkowo, że chłopak miał jakieś lęki przed końmi. Wcześniej, spadł gdzieś w jakimś ośrodku z ponoszącego konia. To, że wszedł i czyścił zwierzaka ważącego dużo więcej od niego i do tego mającego normalny koński temperament, znaczyło dla niego i jego ojca bardzo dużo. 

Konia postanowiłam na początek wylonżować, mając na uwadze fakt, że miały na nim jeździć jeszcze dzieci. Następnie wsiadłam na niego celem rozprężenia. Przy okazji pokazał ku uciesze oglądających kilka sztuczek. Chyba lubi publiczność, bo chodził jak marzenie, a wspięcie zrobił tak, że sama byłam w szoku. Podobnie stęp hiszpański. Wykonał również bardzo poprawne jak na tak krótki czas nauki, tracado. Zsiadłam i wsadziliśmy najpierw chłopca. Oczywiście w kasku. Dodatkowo prowadziłam konia za wodze, a obok stanął jeszcze mój luby. Cała jazda odbywała się na lonżowniku. Jak młody po paru minutach powiedział, że już się nie boi to był kolejny szok i to miły. Siwy szedł z nosem przyklejonym do mojego łokcia i tylko nastawiał ucho raz na małego jeźdźca raz na mnie. Stąpał ostrożnie, równo, z rozluźnioną szyją. Potem przyszła kolej na dziewczynkę. Kask na głowę, sprawdzenie strzemion i jazda. Mała już jeździła więc puściłam jej wodze, kierowała sama, a ja szłam tylko asekuracyjnie obok konia. Ten zresztą ani myślał odchodzić ode mnie. Wciskał nos w mój rękaw i tak spacerowaliśmy. Dziewczynka na koniu, koń obok mnie i ja z obślinionym przez Siwego rękawem. Aby sprawić małej jeszcze frajdę, pokazałam jej jak dawać sygnały do stępa hiszpańskiego. Pomimo, że nogi ledwo wystawały po za tybinki, Siwus machał nogami aż miło. Gdy zsiadła, po odpowiedniej instrukcji i pod moim nadzorem, "ukłoniła" jeszcze ogiera, czym była niezmiernie ucieszona. Ten energiczny, dynamiczny koń rasy arabskiej, wykazał się większą inteligencją od niejednego z nas. Jego oczy przy tym tak wyraziste, zdawały się mówić "ale o co to wielkie halo? Przecież wiem, że to dzieci". Siwson ma już swoje grono sympatyków. Nawet J stwierdził dzisiaj, że ten koń jest inteligentny, ma niesamowite spojrzenie i tym podobne. Moja koleżanka, na jakiś zawodach kiedyś powiedziała zabawną rzecz. "Ja to się boję czasami na niego patrzeć, bo ona ma takie oczy ludzkie. Jakby wszystko rozumiał"....

Po jazdach i karmieniu popołudniowym, pożegnaliśmy się z gośćmi i wskoczyliśmy do samochodu. Już na nas czekali w kilku miejscach na raz. A czasu małoooo, oj małooooo. Jakoś się uporaliśmy z miejskimi korkami i z niewielkim opóźnieniem zajechaliśmy tam gdzie mieliśmy. Nawet starczyło czasu na Decathlon :-) . Zakupiłam Rudemu kantar (ze starym coś dziwnego zrobił), a dla siebie wypatrzyłam promocyjną bluzę polarową w kolorze.... No właśnie, a jakby inaczej, WŚCIEKLE TURKUSOWYM! Będzie do kompletu ;-) Po zakupach zdążyliśmy nawet odwiedzić teściową. Generalnie więc dzień uważam za udany za wyjątkiem tego, że znowu nie zrobiłam żadnych zdjęć. Może jutro nadrobię bo będzie ku temu okazja. Ale na razie ciiiiii....ii. Nie zapeszam. Jak Zrobię to wstawię ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz