Tak, tak... W końcu doczekaliśmy się. Wczoraj klacz pokazywała wyraźnie, że jej termin się zbliża. Dzisiejszej nocy mleko leciało z nabrzmiałych wymion jak z kranu. Krzyż lekko odgięty, zadek zrobił się nieco wpadły... Efektem tego był poród o godzinie 3.40. Klacz osiemnastoletnia więc już większej uwagi wymagała. Przy porodzie byłam od początku do końca i jeszcze trochę dłużej :-)
Sam poród sprawił klaczy małą co prawda lecz jednak trudność. Ruchy parcia były bardzo słabe. Szybko oceniłam sytuację i zarządziłam małą pomoc. Biedaczka parła ale udało jej się wypchnąć jedynie przednie nóżki i główkę. Obserwując ją zauważyłam, że na więcej nie ma możliwości. Poprosiłam "Połówkę" żeby chwycił delikatnie nóżki źrebaka i na mój sygnał delikatnie pociągał. Musieliśmy zgrać ten ruch z parciami klaczy. W innym przypadku nie wolno ciągnąć z powodu wysokiego ryzyka uszkodzenia dróg rodnych klaczy i samego źrebaka.
Z naszą pomocą dalszy poród przebiegł lekko. Ułożyliśmy małego przed pyskiem kobyły, która zadowolona rozpoczęła skrzętne wylizywanie i podszczypywanie małego. Musiał to być ciekawy widok ponieważ obok klaczy leżał źrebak i ja (znaczy się ja raczej klęczałam). Dumna matka przyglądała się moim czynnościom. Było zimno. Termometr wskazywał minus cztery stopnie. Mokre maleństwo drżało coraz bardziej z zimna. Zaordynowałam ręcznik wraz z klaczą osuszałyśmy źrebaka. Ja ręcznikiem ona językiem :-) Raz po raz sprawdzała co robię trącając mnie nosem. W końcu stwierdziła, że mój zapach też jest źrebięcy (byłam mokra od źrebaka i klaczy) i należy mnie dokładnie wylizać.
Źrebię okazało się rudo umaszczonym ogierkiem. Równie żywotnym i sprytnym co jego tatuś. Ledwo się ogarną to rżeniem obwieścił światu swoją obecność. I to donośnym. W tym momencie wszystkie szesnaście końskich gardeł odpowiedziało małemu na przywitanie. Kto nie miał do czynienia z końmi ten nie wie jaki to chałas ;-)
Dwie godziny po porodzie zmuszona byłam obudzić naszego ulubionego "weta". Mamuśka nie oczyściła się jak należy więc był potrzebny mały zabieg i antybiotyk. Jeden róg łożyska był bardzo silnie przytwierdzony. Jeżeli nie dopilnuje się tego, a klacz nie wyczyści się sama to po 12 godzina następuje tak zwany ochwat poporodowy. Dobrze, że można na naszego doktora liczyć w każdej sytuacji i o każdej porze. Taki lekarz weterynarii to skarb.
Mały w ciągu swoich pierwszych godzin życia dorobił się sporego doświadczenia:
- Zarżał donośnie
- Poplątały mu się nogi
- Odkrył, że posiada kończyny w ilości zatrważającej to znaczy sztuk cztery
- Odkrył, że cyca nie ma w powietrzu, na mojej kurtce, pod pachą mamy ani na jej szyi
- Staną pierwszego dęba
- Brykną dwa razy
- Kopnął
- Wkurzył się, że nie ma cycka tak gdzie myślał go znaleźć
- Nauczył się parskać
- Zapoznał się z "Imprintingiem" (cóż jestem zwolenniczką pierwszego kontaktu)
- Odkrył, że drapanie po szyjce i karku jest strasznie przyjemne
- Odkrył co to są łaskotki
- Odkrył, że mamie się nie podskakuje bo uszczypnie
Po takich emocjach, atrakcjach i ciężkiej pracy przyszedł czas na odpoczynek. Teraz sobie śpi słodko, a nad nim czuwa rodzicielka. Szukamy imienia na literkę E, co wcale nie jest takie łatwe. "D" już kombinuje i ma nawet kilka propozycji. Zobaczymy... A może ktoś ma jakiś pomysł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz